niedziela, 9 września 2012

Rozdział 45.!

*20.12.2012*

-oczami Sary-

Minęły już ponad trzy miesiące, a po Ali ani śladu. Już powoli tracę nadzieję, że kiedykolwiek ona do nas wróci. Z tych wszystkich nerwów mam prawie taki sam apetyt jak Niall, a potem to wszystko zwracam. Chłopcy też to wszystko przeżywają, odwołali wszystkie publiczne wystąpienia. Najgorzej znosi to Harry. Co wieczór wypija butelkę czystej i zasypia, a na następny dzień nie wie co się z nim działo. Policja nadal nic nie wie. Marian jakby zapadł się pod ziemię, a moja siostra razem z nim.
- Harry zostaw to!!!- usłyszałam krzyki dobiegające z łazienki. Szybko tan pobiegłam, a na miejscu znalazłam Louis'a trzymającego rękę Hazzy, w której była żyletka.
- Czyś ty zwariował?!- krzyknęłam.
- Ja nie mogę bez niej żyć rozumiecie to!!!- krzyczał- Ona już nie wróci! Policja nie robi kompletnie nic, żeby ją znaleźć!
- Oni jej szukają, rozumiesz! Myślisz, że mnie jest łatwo?! Przecież to moja siostra!- odkrzyknęłam.
- A moja kuzynka!- nagle odezwał się Niall, który pojawił się nie wiem skąd.
- Widzisz... Nie tylko tobie jest trudno to przejść- powiedział Louis- Jak myślisz, jak Ali zareaguje jak jej powiemy, że odebrałeś sobie życie?
Chłopak upadł bezwładnie na podłogę i zaczął płakać. Lou pomógł mu wstać i zaprowadził go do jego pokoju. Ja i Niall zeszliśmy na dół do kuchni, coś zjeść... Znowu...
Nagle zadzwonił telefon. Kuzyn poszedł odebrać.
- Halo? Tak, tak... Już jedziemy!!!- krzyczał do słuchawki, a kiedy ją odłożył zaczął się ubierać.
- Gdzie ty idziesz?- zapytał Zayn, schodząc z góry.
- Na komendę! Podobno wpadli na jakiś trop!- kiedy to usłyszałam ucieszyłam się jak małe dziecko z lizaka. Zawołałam pozostałą trójkę i zaczęłam się ubierać. Harry latał po domu jak poparzony, Lou uspokajał jego i mnie przy okazji, a Liam próbował się ubrać, ale nie mógł się dopchać do butów.
Kiedy już wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia, biegiem wsiedliśmy do auta i po 5 minutach byliśmy na komendzie.
- Gdzie te informacje, tropy, czy jak to się tan zwie!- dopytywał się Niall.
- Niech się pan uspokoi i zobaczy na to.- powiedział policjant. Wszyscy podeszliśmy do komputera, gdzie było wyświetlone zdjęcie, a na nim Marian!!!
- To ten dupek! Gdzie on jest?!- krzyczałam, a zaraz potem upadłam na krzesło.
- Sara!- krzyknął Louis- Wszystko ok?
- Taj, po prostu kiedy go widzę to robi mi się słabo.
- Zdjęcie zostało zrobione dziś rano. Nasi ludzie go śledzili i dotarli do opuszczonego domu w lesie. Najprawdopodobniej jest nam nasza poszukiwana.
- To na co wy jeszcze czekacie?! Dlaczego nie wchodzicie do środka?!- awanturował się Harry.
- Mamy zamiar to zrobić dzisiaj, ale najpierw chciałem się upewnić czy to na pewno on- wytłumaczył mężczyzna.- Teraz zostaniecie tutaj, a ja pojadę pod ten dom, ok?
- Tak jest!- krzyknęliśmy chórem.

-oczami Ali-

Jestem wykończona, głodna, zmęczona! Dlaczego on mnie nie zabił od razu tylko kazał tak cierpieć?! Dał mi raptem kilka kromek chleba i nic więcej. Siedzę w tej ciemnej piwnicy i nawet nie wiem jaki dziś dzień...
- POLICJA!!!- usłyszałam krzyki i strzały w góry. Co jest?! Znaleźli mnie, na prawdę mnie znaleźli! Usłyszałam jak Marian wchodzi do tego pomieszczenia gdzie byłam.
- Idziemy!- krzyknął i przerzucił mnie związaną przez ramię. Wierciłam się, ale to ni nie dawało. Wyszliśmy w piwnicy, jednak nie udało się wydostać na zewnątrz.
Próbowałam krzyczeć, ale moje usta były zaklejone taśmą.
- Puść ją!- krzyknął jakiś policjant. Byliśmy otoczeni, więc nie było już żadnej drogi ucieczki. Marian najzwyczajniej w świecie się poddał. Postawił mnie na ziemi, a sam, bez słowa, oddał się w ręce policji.
- Pomogę ci- zwrócił się do mnie jeden z mych wybawców. Mężczyzna odkleił mi taśmę i mogłam swobodnie poruszać ustami.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję...- mówiłam, tuląc go.
- Nie dziękuj mnie, tylko osobom, które na ciebie czekają.
- Łiiiiiii...- uradowałam się.
- Chodź, jedziemy na komendę, bo twoi przyjaciele już się niecierpliwią. Załóż to- powiedział i podał mi kurtkę policyjną
Wyszliśmy na światło dzienne. Śnieg(?) raził niesamowicie...
- Zima?- zdziwiłam się- Ile ja tam siedziałam?
- Ponad trzy miesiące...
- Ile?!- teraz moje oczy wyszły na wierzch.
Wsiadłam do samochodu. Policjant dał mi kanapkę, którą pochłonęłam niczym Niall.
Jechaliśmy ok. pół godziny, a na miejscu czekali na mnie moi najdrożsi.

-oczami Harry'ego-

Czekanie dłużyło się w nieskończoność. Nagle drzwi otworzyły się, a w nich stała Alicja.
- Aaaaa!!!- usłyszałem tylko głos Sary. Wszyscy podbiegli do Ali i zaczęli ją ściskać i pytać jak się czuje, gdzie była i czy nic jej się nie stało. Kiedy już wszystko było jasne, ona popatrzyła na mnie.
- Ali, ja cię przepraszam... Ja nic nie pamiętam z tamtej nocy, na prawdę- tłumaczyłem się.
- Harry... Wybaczam ci... To porwanie mnie zmieniło i zrozumiałam, że kocham cię najmocniej na świecie i nie mogę bez ciebie żyć- powiedziała i namiętnie mnie pocałowała.
- To teraz możemy w komplecie wracać do domu- ucieszył się Liam. Podziękowaliśmy policji za wszystko i pojechaliśmy do domu.

*trzy dni później*

-oczami Louis'a-

Siedziałem sam z Ali w kuchni.
- Ali... Mam pytanie...- zacząłem.
- Strzelaj- uśmiechnęła się do mnie.
- Kiedy Sara ma urodziny?- to była jedyna rzecz, której o niej nie wiedziałem.
- Jutro...- odpowiedziała.
- KIEDY?! Przecież, przecież...
- Wysłów się w końcu!- krzyknęła.
- Ja też!!!- przecież to jest jakieś inne, jak to się mogło stać?
- Zabawne- zaśmiała się- Dobraliście się, nie ma co...  Jeszcze dziś lecimy do cioci, żeby to świętować.
- A my?! Przecież my też musimy!!!
- Wiem, dlatego zamówiliśmy siedem biletów. Wszystko przewidzieliśmy- powiedziała i wyszła z kuchni.
Co ja jej dam?! Przecież nic dla niej nie mam! Zaraz, zaraz... Już wiem!

-oczami Niall'a-

Wszyscy byli już spakowani i gotowi do drogi.
- Zaraz spóźnimy się na samolot!- krzyknąłem, stojąc z walizką koło drzwi.
- Idę!- odkrzyknęli wszyscy chórem. Po chwili mogliśmy już wychodzić.
Po godzinie jazdy byliśmy już na lotnisku. Dosłownie biegiem odbyliśmy odprawę i wsiedliśmy do samolotu.
Lecieliśmy półtorej godziny. Ja, podobnie jak reszta, całą drogę przespałem. Na lotnisku odebraliśmy bagaże i mogliśmy jechać do domu.
Na miejscu moja mama przywitała nas bardzo gorącymi uściskami i kolacją. Ahhh... jedzenie.
Po posiłku każdy z nas udał się spać.

*następnego dnia, rano*

-oczami Harry'ego-

Zostałem brutalnie obudzony przez Niall'a, Liam'a i Zayn'a. Kazali mi wstać i iść do pokoju Sary. Ahaaa... Podwójne urodziny.
Weszliśmy do pokoju i zobaczyliśmy śpiących jeszcze jubilatów. W międzyczasie dołączyła do nas Ali i ani Horan z tortem w rękach. Ustawiliśmy się wokół łóżka i zaczęliśmy śpiewać "Happy birthday". Nasza parka obudziła się z uśmiechem na ustach. Podziękowali za miłą pobudkę, a potem razem zeszliśmy na dół na tort.
- Przepraszam, ale muszę wyjść- odezwał się Louis i już go nie było.
- Dziewczynki...- odezwała się mama Niall'a- Umówiłam was na wizytę kontrolną do lekarza. Mam nadzieję, że się nie gniewacie?
- Nie no co ty ciociu. Ja chętnie się zbadam po tych wszystkich przeżyciach- uśmiechnęła się Sara, a Ali przyznała jej rację. Obie poszły się ubrać i gruchotem Sary pojechały do przychodni.

Po godzinie siostry wróciły z badań, a Louis'a nadal nie było. Dziewczyny powiedziały tylko, że wszystko jest w porządku.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nagle usłyszeliśmy jakiś samochód, a do domu wszedł Louis.
- Trochę cię nie było- Liam pukał palcem w zegarek.
- Ale już jestem i mam prośbę, aby nasz drugi jubilat wyszedł przed dom- powiedział i znowu zniknął za drzwiami frontowymi. Sara wstała i wykonała polecenie Louis'a. My, ze względu na naszą ciekawość, także poszliśmy sprawdzić co wymyślił chłopak.
Na zewnątrz stał nowy samochód z wielką, czerwoną kokardą.
- Ta dam!!!- Lou wskazała ten oto pojazd- To mój prezent dla ciebie i nie przyjmuję, że go nie chcesz!
- O Boże... Dziękuję ci kochanie. Naprawdę nie musiałeś...- Sara rozpływała się z zachwytu, podobnie jak my wszyscy, bo autko było piękne.
- Ale chciałem- uśmiechnął się.

-oczami Sary-

Po podziwianiu mojego nowiutkiego wozu wróciliśmy wszyscy do salonu. Każdy, oprócz mnie usiadł na kanapie i fotelach. Ja stanęłam na środku pokoju.
- Muszę wam coś powiedzieć...- zaczęłam.
- Mamy się bać?- zapytał Zayn, na co wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nie, nie musicie się bać...- uspokoiłam go.
Wszystkie oczy były wlepione we mnie, a ja musiałam powiedzieć to co miałam do przekazania.
- Jestem w czwartym miesiącu ciąży...


No i 45.! Liczę, że będzie tu dużo komentarzy. Ten rozdział dedykuję Wszystkim Czytelnikom...
Jutro Aisa doda pewną notkę(nie rozdział).
Życzę udanego tygodnia i pozdrawiam Wszystkich i Każdego z osobna, a szczególne Komentujących.
Kama ;**

6 komentarzy:

  1. Rozdział świetny ;) Końcówka mnie totalnie zaszokowała. Nie spodziewałam się tego. Mam nadzieję, że Sara i Lou będą dobrymi rodzicami. Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. OOOO , jak mogłyście to zrobic w taki momencie : o

    OdpowiedzUsuń
  3. ale fajny ! :D :*
    zapraszam do mnie ! :
    http://onedirectiononeluck.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz jak długo czytałam aż nie doszłam do tego rozdziału?
    Rozdział boski *w*. Ogółem to blog jest zajebisty :D. Uwielbiam Cię.
    Piszesz bardzo ciekawym językiem. Co do końcówki...
    ZABIJĘ WAS ♥
    zapraszam do siebie http://miaspenncer.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam do siebie.... pomozcie mi przebrnac przez moje poczatki :( http://ifindyourlips.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. REKLAMA !


    Opowiadanie o One Direction 1D: 046. Already close http://and-be-with-me.blogspot.com/2013/03/046-already-close.html?spref=tw

    Blog o dziewczynie, Mai z problemami, wyjeżdżającej do Londynu na studia, poszukującej własnej drogi i samej siebie pośród mgły losu, który okazał się być dla niej tak brutalny. Jest sama, jednak do czasu. Zyskuje przyjaciół zupełnie przez przypadek. To oni ratują ją, gdy ta zostaje pobita tak dotkliwie, że ląduje w szpitalu. Piątka chłopców staje się jej jedyną rodziną. Jednak między dwójką rodzi się coś większego. Co to jest do końca Maja nie wie. Dodatkowo uzucia budzą się też do drugie z przyjaciół. Te wszystkie bliskie sytuacje, tajemnicze gesty, jak to zinterpretować i prawidłowo wybrać. Czy to miłość? Tego dowiedzieć się można w pezyszłych rozdziałach ;*

    Próbka bloga :) :

    Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Pokonałam szybko schody i chwile później byłam już na dole. Kuchnia- taki był mój cel. Byłam gotowa tam wejść, jednak coś mnie powstrzymało. Nie mogłam tego zrobić. W salonie siedział Liam, a tuz obok niego Zayn. Rozmawiali. I nie wydawali się być przy tym tak rozluźnieni jak zwykle bywało. Wyglądali tak, jakby przekazywane sobie informacje pozyskały status całkowicie poufnych. Odniosłam wrażenie, ze maja coś do ukrycia i tak właśnie było.
    Zastygłam w miejscu.
    Stanęłam tuż przy ścianie, tak abym niepostrzeżenie mogła być świadkiem ich rozmowy, a moja obecność tam została niezauważona. Nie powinnam. Ale odruch ten wydal mi się w pełni naturalny. Nie zastanawiałam się nad tym, po prostu to zrobiłam i nawet nie próbowałam z tym walczyć. Nie chciałam ich podsłuchiwać. Po prostu tak wyszło.
    - Dzisiaj?
    - Dzisiaj- potwierdził stanowczo Payne.
    - Ale Harry. . .
    Wzdrygnęłam się gdy wypowiedział to imię.
    Co wspólnego mógł mieć z tym Styles, skoro go tam nie było?
    - Czym się martwisz? Powinieneś to zrobić- podsycał go nadal.
    - Nie wiem jak zareaguje- wyznał Zayn zupełnie zrezygnowany.
    Chłopak sprawiał wrażenie kompletnie niepewnego, zagubionego. Zupełnie odwrotnie niż Liam, nie mający żadnych wątpliwości, całym swym spokojem wręcz uzupełniał częściowo Zayna, choć podejrzewam nie taka była jego rola.
    - Musisz jej to powiedzieć- zadecydował za mulata Payne.
    - Powiedzieć jej co?- wtrąciłam.

    OdpowiedzUsuń